▲▼
Był artystą.
Samotnym malarzem pośród wielu innych w Busan, jednakże ten mężczyzna odznaczał się wyjątkowością i kreatywnością - był oryginalny, a jego prace pozwalały puścić wodze fantazji, uwolnić swoją wyobraźnię. Kobiety zachwycały się jego obrazami, dzieci wieszały w swoich pokojach prze piękne rzeźby.
Ten mężczyzna, niewątpliwie ponury i samotny mężczyzna, pociągał pędzlem kolejne kreski, skupiał się na największych detalach, w końcu jego obraz musiał być bezwarunkowo idealny. Osoba znajdująca się na płótnie była piękna, doskonała i Park Jimin, trzydziestoletni mężczyzna musiał to uwiecznić.
Półnagi chłopiec, leżący na boku wpatrywał się w Park Jimina urzekając go swoim największym bogactwem. Bogactwem tym była uroda i czysta dusza.
Obudź się.
Koreańczyk o chłopięcych, delikatnych rysach twarzy nie spuszczał ani na moment wzroku ze skupionego mężczyzny siedzącego przy płótnie. Tęczówki koloru cappuccino, przyozdobione wachlarzem rzęs, charakterystyczny pieprzyk na twarzy i szyi, malinowe wargi, uchylone w prowokującym geście, rozwichrzone włosy odcieniu cynamonu. Jego ciało było mlecznobiałe, delikatne w dotyku, nieskazitelne. Dolne partie, choć zakryte, pozwalały dostrzec jedynie wystawione udo, które kusiło niejednego grzesznika.
Jednym z nich, tym szczególnym, był sam Park Jimin.
Nazywał się Jungkook. Pewnego dnia zwyczajnie zapukał do drzwi ponurego mieszkania. Powiedział 'namaluj mnie', a wtedy Jimin tchniony i oczarowany spełnił jego prośbę, przez wiele godzin nie wypuszczając chłopca ze swojego szarego mieszkania.
Jego głos, tak bardzo delikatny. Miał zaledwie szesnaście lat.
Wyobraźnia Jimina jak i fantazje skłaniały go ku ciężkiemu przełknięciu śliny ; chłopak kusił go, kusił od pierwszego pociągnięcia pędzlem. I tylko raz zadał sobie przeklęte : pytanie gdzie on był, kiedy Park Jimin łaknął inspiracji? Gdzie kryła się ta perfekcja w czasie, kiedy on odchodził od zmysłów?
- Kurewski Jeon Jungkook.
Ciche warknięcie, niespokojny oddech. Czuł to. Wzniesienie w opiętych ciasnym materiałem spodniach pojawiało się za każdym razem na samą myśl, że ten delikatny chłopiec zawiesił wzrok na jego rozpiętej koszuli. Subtelnie zagryzał wargę. Trzydziestoletni mężczyzna zwariował.
Pamiętał to jak dziś.
To, jak sztaluga, ciężko pchnięta przez Park, wylądowała na podłodze i jak za machnięciem pędzla, ich ciała były ciasno splecione.
Pamiętał jego każde westchnienie.
Pamiętał swój niewyobrażalnie ciężki oddech, pamiętał każdą samotną łzę zawisającej na rzęsach pięknego chłopca.
Upamiętniał moment, gdy jego dłoń była mocno zaciśnięta tuż przy głowie Jeon Jungkooka, moment, kiedy jęk chłopca pozbawiał go racjonalnego myślenia. Jęki, uderzenie bioder, odważne spojrzenie spod wachlarza ciemnych rzęs, ślad po pasjonującym zderzeniu ich warg.
Pamiętał jak w pewnym momencie okaleczył wargę Jeon swoimi zębami, wygłodniałymi ustami, a chwila uniesienia stawała się dla obu Koreańczyków czymś nie do zniesienia.Mocno splecione ciała i dłonie, powietrze wypełnione potem, kolejnymi prośbami, chwilą tylko tych dwojga - bum.
Pamiętał ten krzyk. On powtarzał, że muszą być razem, że są jak chmury i deszcz, idealnym nierozłącznym akompaniamentem.
Krystalicznie czyste łzy znaczyły ścieżkę na bladych policzkach, tęczówki utraciły swój blask, a oddech, choć ledwie wyczuwalny, nadal był muzyką dla uszu Park. Pragnienie dotyku wciąż szumiało w jego głowie w czasie, kiedy bezwładne ciało szesnastoletniego chłopca tuż za ścianą w wannie miało swój kres. Pęknięte płótno przedstawiające zakrwawionego chłopca w satynowej pościeli unosiło się na zabarwionej szkarłatną czerwienią wodzie, natomiast Park Jimin był martwym poetą pozbawionym swojej perfekcyjnej inspiracji.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz