sobota, 11 maja 2019

what am i to you » 230815



- Zabiję się w końcu.
Powietrze stawało się cięższe i gęstsze, wraz z narastającym niepokojem.
Dowoon zajął miejsce na stoliku w salonie w czasie, kiedy ja nerwowo bębniłem palcami, siedząc na kanapie naprzeciw. Dowoon miał to do siebie, że niezależnie jaki nastrój mi towarzyszył on był zawsze. Wpadał, kiedy potrzebowałem tego najmniej, czasem wyparowywał, kiedy potrzebowałem go najbardziej. W dziwnym jednak tego sensie skłamałbym mówiąc, że mi to nie schlebia. Gdy nie odpisałem mu całą dobę, zwyczajnie nie mając chęci wdawać się w jakikolwiek kontakt nawet z najbliższymi, Yoon znalazł się pod drzwiami, pukając w nie od piętnastu minut.
- Połknę coś. - dodałem, a ciche westchnięcie przerwało moją bezsensowną paplaninę.
- Weź coś na uspokojenie jeśli masz, ale malutko.
Nie rozumiałem jego opanowania. Przy wielu ludziach, których spotykałem na swojej drodze zdałem sobie sprawę, że stałem się jeszcze bardziej impulsywny i drażliwy. Jedno słowo Dowoona potrafiło mną wstrząsnąć na tyle, że niekiedy nieświadomie bardzo go krzywdziłem. Mimo to on nigdy nie odszedł. Tkwił przy mnie tak, jak ja tkwiłem dwa lata u boku Kyungila.
- Mógłbym więcej. I zasnąć, i przestać myśleć. Na zawsze.
- Nie, nie na zawsze. Na kilka godzin. Chcesz mnie zostawić? Swoją mamę? Przyjaciół?
Dowoon pojawił się na moim stoliku o godzinie drugiej piętnaście w nocy po to, by bez przerwy uświadamiać mi, że pomimo całego bagna mam dla kogo żyć. Rozwiewać wszelkie wątpliwości. I może ktoś gdzieś tam powiedziałby, że Yoon Dowoon jest niesamowicie dojrzały i ma znacznie więcej w głowie niż ja, odpowiedziałbym, że się myli. On nadal miał ledwie szesnaście lat i zero pojęcia o kontakcie cielesnym z człowiekiem.
Westchnąłem ciężko, zaciskając palce na swoich kosmykach, za które zaraz mocno szarpnąłem. Wykrzywiłem wargi, na co Dowoon zareagował natychmiast, sięgając do mojej zgarbionej sylwetki i dotykając dłoni. - Przestań tak robić, to sprawia ci ból. Dolewasz sam sobie oliwy do ognia.. - wyszeptał głosem tak kojącym, że w jednej chwili zacisnąłem powieki.
- Lubię sobie sprawiać ból. Gdy próbuję się uspokoić często tak robię.
- Idiota. - wymamrotał szesnastolatek w odpowiedzi.
Byłem zmęczony. Zmęczony nagłymi wiadomościami od starszego mężczyzny, zmęczony wyzwiskami i niemocą, tym, że nawet nie potrafiłem się obronić. Zamiast tego każde słowo zamiatałem pod dywan, cierpiąc znacznie bardziej. Dowoon to widział, nienawidził mnie za to.
- Spójrz na mnie. - powiedział spokojnie, sunąc delikatnymi palcami po mojej szyi, ramionach i rękach, by wplątać palce między te moje. Czułem dotyk młodszego. On działał na mnie jak pewne uzależnienie, słodkie i niewinne. Moje ciało raz za razem pokrywało się gęsią skórką. I być może chłopiec uznał to za pewnego rodzaju okazję, by przybliżyć się znacznie składając na moich ustach subtelny i niepewny pocałunek. Był zestresowany, bo jego dłonie zaczęły się pocić i zaciskać na moich, w desperackiej próbie odepchnięcia zawstydzenia.
Otworzyłem nieco zamglone powieki i uchyliłem usta, automatycznie inicjując głębszy pocałunek, muskając jego wargi natarczywiej. W pomieszczeniu dało się słyszeć mój urywany oddech, pomieszany z cichym sapnięciem. Dowoon zahaczył zębami o moją wargę, a ja poderwałem się, ostatni raz odciskając na wargach Koreańczyka mokry pocałunek. Może i jakiekolwiek słowa wydawałyby się w tamtym momencie jak najbardziej wskazane i długo wyczekiwane, jednak dla mnie nie było na nich miejsca. Jedynie na delikatne pieszczoty, którymi obdarowywałem kogoś tak kurewsko niewinnego.
Szeptałem pod nosem kilka mało istotnych słówek, gdy ciało Dowoona wylądowało na posłaniu a ja sam pochyliłem się nad nim, znacząc jego szyję mokrymi pocałunkami.
Yoon Dowoon wzdychał zadowolony tak bardzo, jak nigdy dotąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz